Nikt nie mówił, że będzie łatwo
2/23/2014Dzieci to wg mnie zaraz po przyrodzie, jeden z najbardziej wymagających a jednocześnie najbardziej wdzięcznych tematów fotografii.
Zawsze będę powtarzać, że nie byłabym w fotografii tu, gdzie jestem, gdyby nie moje dzieci. Chcąc przetrwać i robić IM zdjęcia, nie miałam wyjścia - musiałam nauczyć się ujarzmiać różne warunki techniczne zanim, ich (tu: dzieci) cierpliwość się wyczerpie. I naprawdę opanowanie teorii na niewiele się tu zdaje. Bo co z tego, że stosowanie teorii w temacie domowych kadrów jest dla mnie właściwie odruchem bezwarunkowym? Gdy jedną ręką sięgam po aparat, drugą odruchowo "sprzątam" otoczenie (tj. próbuję choć trochę ogarnąć ich wieczny plac zabaw w salonie czy pozbierać poduszki, których miejsce wg moich dzieci jest na podłodze a nie na kanapie...). Jednocześnie jednak wiem, jaki mam cel - na domowych kadrach nie chcę kreować rzeczywistości, chcę ja zachować taką, jaką jest. Proste zabiegi poprawiające estetykę scenerii to wszystko, do czego się uciekam. Bo przecież to ma być nadal nasz dom takim, jakim jest i my takimi, jakimi jesteśmy na co dzień....I tu właśnie zaczynają się schody. Bo na co dzień dzieci (mogłabym dodać moje, bo te głównie mam na myśli, ale przecież niczym nie różnią się w tym moje od pozostałych) do zdjęć stosunek mają bardzo różny. Jednego razu plaża - przed każdym naciśnięciem spustu migawki dostaję długie 15 sekund na wypracowanie kadru, innego - hardcore - nie mam na to ułamka sekundy. Próbuję i...czasami daję radę, czasami - mimo że fotografią zajmuję się już kilka lat - po prostu nie. I jak mantrę powtarzam - na nic zdaje się perfekcyjnie opanowana teoria - mistrza czyni wyłącznie praktyka. Tym sposobem powstają zdjęcia lepsze i gorsze. Nierzadko źle skadrowane, nieostre, ale też pełne naszych codziennych acz niepowtarzalnych emocji. Wiem, że właśnie takie zdjęcia za kilka czy kilkanaście lat będą dla nas najcenniejsze.
Kilka naszych absolutnie niepoprawnych kadrów:
I wreszcie seria Oddaj mi ten aparat!
Gwoli wyjaśnienia: poniższa historia nie była tak dramatyczna, na jaką wygląda. Ania za chwilę, dostała czego chciała, tj. wtulona we mnie sprawdziła, czy pasek od aparatu jest jadalny.
Po próbie konsumpcji części aparatu, od razu mi lepiej ;)
0 komentarze